Wyjście bez powrotu (Narcotic Poems)
Uwielbiam jak mówisz o swoich bólach, człowieku
To takie łatwe, opowiadasz piękne historie
O samotności, odrzuceniu, depresji i lęku
Na wszystko mając własną teorię
Twój stan tak przykry, tak budzi współczucie
Sam jak palec wołasz o pomoc
Zaufaj, bracie! Tak łatwo poprawić samopoczucie
Echo drętwego krzyku odbija się od domostw.
Oddajesz się wieczornej kąpieli z lampką wina
Z bezradności rozkładasz ręce do czynu gotów
A brak Ci sił by ulżyć i podciąć żyły. Drwina.
Uświadamiasz sobie, że zbyt mały był powód.
Jesteś słaby.
Odwiedzając aptekę stajesz się stałym klientem
Malowniczy widok kolorowych pigułek do połknięcia goni
To proste, złowisz sam siebię. Użyj ich jako przynętę
Lecz ten sam nie jest tak piękny ułożony na dłoni
Widok z okna kusi, z łatwością życie uprości
Patrząc w dół zapierasz się o uchwyt
Co tym razem? Lęk wysokości?
Dźwięk. Zamykanego skrzydła zgrzyt.
Jesteś słaby.
Poł metra nad ziemią wokół szyi zatoczona pętla
Jesteś pewny! Gotowy! Żywot jest bez szans.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Droga życia jest kręta
Chcesz tego, a brak Ci umięjętności odepchnięcia krzesła.
Oscentacyjnie wkładasz pistolet w usta
A brakuje sił w mięśniach by pociągnąć za spust
To tylko moment. Dalej zostaje pustka
Wyjść wiele pod jedną nazwą, każdy ma swój gust.
Jesteś słaby.
Cz
|