Lipa

Lipa za oknem stała,
kiedyś, sto lat wstecz.
Niewielka była, tak mała,
że niemal ścięta przez życia Miecz.

Zmieniała się czas cały,
barwy co chwilę zrzucała,
choć ptaki ją kochały,
gdy zieleń swoją miała.

Drzewo to było jak człowiek
o czterech obliczach istnienia,
o zimnie zamkniętych powiek,
O czerni złego milczenia.

Wtedy, w masce lodu,
z kikutami gałęzi ostrymi,
niby słowami wśród chłodu
raniło kolcami skrytymi.

Później dołeczki uśmiechu
ptasi trel ku koron poniosły
z młodzieńczą czerwienią oddechu,
gdy kwiaty płatki uniosły.

Jakiś czas potem dojrzała
z świetlistym odbiciem korony.
Ciepło rodzinne ujrzała,
gdy nadszedł czas nieunikniony.

Bo po rumieńcach jesiennych
nadszedł brąz ich rozstania,
świat wiele wprowadził zmiennych.
Straszny był ból przemijania.

A drzewo w końcu upadło,
tak jak to drzewo znika.
Coś życie jego skradło,
gdzieś dusza wnet umyka.

Bo człowiek ma cztery oblicza,
cztery życia momenty.
Świat go z nich rozlicza,
Innym darując fragmenty.


L3nor

Średnia ocena: 10
Kategoria: Inne Data dodania 2013-05-26 21:27
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < L3nor > < wiersze >
supermassive | 2013-05-26 22:48 |
Bardzo ładnie uchwycone chwile, wspaniały..
Pettrus | 2013-05-26 21:47 |
Podoba mi się ... Szczególnie trzecia zwrotka ....pozdrawiam.
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się