PANNA BŁÄKITNA
PANNA BŁÄKITNA
Piękna i zmienna. W złotych purpurach
Mieni się cała w rozbłyskach słońca
W wieczornych cieniach, spowita w chmurach
Na dzień spotkania oczekująca
Jak w dniu zaręczyn
Strojna w zielenie, pachnące zioła
W mgły posrebrzane, sploty pajęczyn
Szumem tęskniącym woła i woła.
Gór niespokojny głos wciąż wzywa
jakieś odległe echa jęczą
I rośnie w tobie Tytanów siła
Ku szczytom pędząc ku przełęczom
Rozwal niemocy więzienne mury
życia kajdany, rozerwij, zrzuć
I daj się unieść wiatrowi w góry
A przy tym hymn wolności nuć.
Niech cię ogarnie przestwór błękitów
Dal bezmiarów zewsząd otuli
I trwaj tak pośród odwiecznych szczytów
Złoconych deszczem słonecznej kuli.
Niech cię zachwytu dreszcze przenikną
Owieją wonie drzew i kwiatów
I pozwól oczom patrzeć nim znikną
Obrazy jakby z bajkowych światów.
Niech ust twych żaden dżwięk nie poruszy
W ciszy dookolnej marzenia żyją
Tylko nie wzbraniaj śpiewać swej duszy
Pieśń szczęścia, co dotąd była niczyją.
Kenay
|