---
Jak wiara uzdrawia dotykającą płaszcza Najwyższego
Tak z naiwnej niewiary umieram dnia każdego
Skazując się na zimny oddech swojego demona
Oto mój bóg: cielesność, wiedza, mamona !(?)
Opętałeś mnie swoją tajemnicą kuszącą
Każdej nocy szepczesz melodię duszę dręczącą
Przypalasz moje serce zimnym oddechem
Obezwładniając umysł kolejnym grzechem
Nie umiem wyrwać się z twych kojących objęć
Nie chcę? Nie potrafię rozróżnić już tych pojęć
Jesteśmy jednym? Czy tylko tak mi się wydaje?
Dziwnych wrażeń przez ciebie (siebie?) doznaję
Przykuta do Twej ręki szeptem w sercu krzyczę
Nie, tylko chcę krzyczeć, zamiast tego syczę
Żebyś mnie puścił, albo trzymał mocniej
Niech stanie się normalniej lub bezecniej
Tylko niech się coś stanie, poruszy, zmieni
Chcę być jednością lub więcej nie widzieć twych cieni
Przytul mnie, pochłoń nicością lub odrzuć na zawsze
Niech moje próby okażą się w końcu łaskawsze
suicide
|