W muzeum
rozlewam się leniwie
na obrazie twojego spokoju
powierzchnię nieskalaną
siatką pęknięć znacząc
denerwuję jaskrawe barwy
formując je w ponure kształty
indoktrynuję stateczną linię horyzontu
umieszczając ją poza granicą poznania
zakłócam harmonię figur
szeptem zachęcając do deformacji
depczę symetrię
wznosząc koślawe kolumny gniewu
podkowy uśmiechów
z całą przebiegłością obracam
niebo błękitem uśpione
z premedytacją burzą niszczę
bezpieczną przystań
traktuję sztormem nieprzejednanym
ściany domów
spływają krwią beztroski
wszystkie twoje słabości
naginam aż do obrzydliwości
umieszczam swój własny koszmar
w galerii twej świadomości
Apokaliptyczny9
|