refleksy
spacer wieczorem unosił załzawione buty
mocno ściśnięte w gardle słowa milczenie
starczyło aby opowiedzieć siebie wokół
płonęło miasto
każdy świt przynosił świeże kwiaty wpinał
we włosy pełnią południa szły dzwony
uwodziła dumka w papilotach na wety były
suszone pieluchy
nie pamiętam kiedy wylały się mgły jesień
fioletem po wrzosowiskach maluje widma
noce tykają czule mierzą pojemność tętna
przeszłość szydzi z nadziei
może uda się spowolnić wskazówki smak czasu
zatrzymać w szklance śliwowicy przy kominku
bieg myśli po twoim ciele powolny drżysz i kropla potu
opada może sparzyć
dłoń rysuje tropy błądzą w bezładzie oddech jest
coraz cięższy zbliżają się chłody znasz tę zabawę
może trwać sama w sobie będąc snem i narodzeniem
a chwila jak spowiedź
czeka aż pukanie zwiastuje początek
wypełniania się obietnicy
topor
|