Kaznodzieja ducha
Jakim sposobem mam pojąć siebie,
skoro wciąż obcy bogowie mnie mamią?
Jestem tylko stanem przejściowym,
pragnącym do swej formy dorosnąć.
Dorastam powoli, każdego dnia.
Księżyc podpowiada mi ciche melodie,
abym łączył je,
tworząc muzykę życia.
Tak, jestem orłem,
pomnik zacząłem już stawiać.
Lecz me skrzydła są spętane.
Mój dziób zamykają setki,
co wyższymi się zwą,
a są tylko robakami.
Nihilistycznymi bytami,
bo sami sobie zaprzeczają.
Duch zwycięzcy się we mnie odzywa,
ślady tuszu na mym warsztacie pracy zostawia,
ręką kieruje, każąc mi wciąż cierpieć.
Wierzę w ogień, który pali masy.
Wierzę w wodę, która topi psy.
Wierzę w wiatr, który łamie ukorzenionych.
W ziemię nie wierzę, ja, piewca śmierci.
Ja, przeciwstawiający się złudnym teoriom.
Ja, kaznodzieja ducha.
Chaos
|