Wyrzuciłam
twoje spinki, tańcz z dłogonogą blondynką,
będę płakała nad przypaloną wołowiną.
I nad wierszami, które strawił ogień.
Ojciec był pewien, że roje pszczół trzeba likwidować,
kiedy nektarnik kwiatów wyschnie, żądlą. Ted, zimne ściany,
puste krzesło, głosy odbijają się echem
od szpitalnej posadzki. Żyję, chociaż
nie raz umierałam
z miłości do ciebie.
Trutnie przenoszą choroby.
Bartnika, który wykradał roje, przywiązywano jelitami do drzewa.
Będę walczyć do końca, słyszałam, Assia Wevill urocza
i nosi eleganckie płaszcze.
W nocy lęk jak cień zaganianego zwierzęcia
przydusza. Spójrz, gubię szminki, wersy, godność.
Nawet wyciągnięte w moją stronę rączki dzieci
nie zdołają mnie zatrzymać. Pozbierałam koce.
ewabb
|