Wyrzuciłam

twoje spinki, tańcz z dłogonogą blondynką,
będę płakała nad przypaloną wołowiną.
I nad wierszami, które strawił ogień.

Ojciec był pewien, że roje pszczół trzeba likwidować,
kiedy nektarnik kwiatów wyschnie, żądlą. Ted, zimne ściany,
puste krzesło, głosy odbijają się echem
od szpitalnej posadzki. Żyję, chociaż
nie raz umierałam
z miłości do ciebie.

Trutnie przenoszą choroby.
Bartnika, który wykradał roje, przywiązywano jelitami do drzewa.
Będę walczyć do końca, słyszałam, Assia Wevill urocza
i nosi eleganckie płaszcze.

W nocy lęk jak cień zaganianego zwierzęcia
przydusza. Spójrz, gubię szminki, wersy, godność.
Nawet wyciągnięte w moją stronę rączki dzieci
nie zdołają mnie zatrzymać. Pozbierałam koce.


ewabb

Średnia ocena: 10
Kategoria: Życie Data dodania 2014-05-26 23:12
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < ewabb > < wiersze >
kazap57 | 2014-05-29 20:57 |
zatrzymujesz na dluzej jak na chwile w Swoich wersach - szacun
ewabb | 2014-05-27 21:03 |
o,jesteś! miło mi badzo, ano widzisz, obiecałam Ci ten wiersz,, pamiętasz?......serdecznie ściskam
szybcia | 2014-05-27 13:04 |
a jednak :) witaj Ewa ...gubimy się w tym życiu-przynajmniej ja,wyrzucam co niepotrzebne ale jednego wyrzucić nie potrafię podoba mi się***
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się