tak lubiła
lubiła tak siedzieć i patrzeć
czuła pieszczotę na dłoniach
fałdy duszy stawały się gładsze
ustawał ból pulsujący w skroniach
iskry trzaskały jak muzyka
dobrotliwie tuląc ją w ramionach
płomień ciepłą ręką serca dotykał
zamazał na skale zapisane imiona
a ona ciągle dorzucała drew
ogień rósł i tańczył przed oczami
syk języków brzmiał jak śpiew
obraz falował ciepłem rozedrgany
lubiła podchodzący zmierzch
który czerwień na niebie rozściela
aż z dna duszy wydostał się śmiech
kiedy w końcu w tym ogniu spłonęła
szybcia
|