Mit
krew uderzyła aż do nieba
a wyciekając marzyła
by żyć
on chciał umrzeć w cieniu Tatr
zaczepiając sznur o szczyt
przeklinając dni porysowane utopią
co oszukały mgłą ciepło
a on miał słońce w oczach
soczyście obrysowane solą
a bogowie w których wierzył
nigdy nie spadli by uniżyć mnie
poranek kpił sobie z cierpienia
a bogowie w których wierzył
nigdy nie spadli by nas rozczarować
mój mit i mnie
erozja
|