Nic więcej
Pochylić się i wrócić do tej,
która cierpliwie czeka,
odkąd pierwszy mój krzyk
zabrzmiał w jej uchu
jak obietnica.
Chcę spleść z korzeniami swe palce
i schować w niej spojrzenie złamane.
Oczyścić z obłędu
a w objęciach wilgotnych i zimnych
na wieki ukoić me serce.
By już nie pozostawać dłużej z niczym
a zanurzyć we śnie bez wschodów krzykliwych.
Wiatrowi pozwolić rozrzucić się po świecie
i być tak jak on, bez granic.
Coraz dalej odsuwam podstawek
z gasnącym światełkiem,
kiedy ona dziś znów podaje mi kielich,
pełen bólu, goryczy i chłodu,
na pojednanie i na zachętę.
|