Płomień (czyli co tu płonie)
w głowie dzika neuronów zgraja
zderza się ze sobą
eksploduje, wybucha, umysł mi podpala
do oczu dym się gęsty pcha namolnie
sytuację chcę ratować
zaciskam oczy, łzy płyną mozolnie
huk w uszach, po nim vibrato dokuczliwe
kłują od środka szpile
zewsząd atakują dźwięki nieżyczliwe
od wewnętrznego żaru ognia
płoną policzki
moja głowa to jedna wielka pochodnia
pożaru nie opanują mokre dłonie
do twarzy przyłożone
drżące palce masujące skronie
więc ogień się rozprzestrzenia
wbrew mojej woli
płomieniem zajęły się właśnie trzewia
języki ognia już liżą moje serce
litości, krzyczę,
nie zniosę ani sekundy więcej
proszę, niech koniec już następuje
padam pokonany
teraz nawet pluton wiader mnie nie uratuje
gdy tak leżę otumaniony bólem
do przyczyny jego
pamięcią wracam z wielkim trudem
to wszystko zaczęło się tak niewinnie
od jednej myśli
''a co będzie - jeśli ona nie...''
wielkaradosc
|