Las
Deszcz zagrał złą nutę o szyby
Ja w apatii dnia codziennego tkwiłem
Tą butę opadu wiatr wspierał
Nic innego jak zostać w tej matnii
Zroszony ten las co się tlił
Ja z okna spoglądam i nic się nie zmienia
Mozolne próby uzdrowienia tego co się spaliło
Wydzieram co chwilę szanse na spokój
A gdzieś tam płonie las żywym ogniem
Jak kiedyś
Wydziera wam dłonie zieleń sczernia
Szczuję los robi z niego kurwę
Nic go nie powstrzyma
Papieros już zgasł kawa jest zimna
Ja kładę sie spać a duch nad mym ciałem płaczę
Kiedyś żywym ogniem a teraz lodem płonę
Bo mi tak smutno żyć bez Ciebie
Wiedząc że już Cię nie zobaczę
A las choć już zimny to popiół na nim leży
Wyrywa serce wyziębia i w Boga karzę wierzyć
Most zerwany tylko tkwić w tej Kartaginie
Nie ma już drogi do twego serca
Moje leży gdzieś w lesie
Płonie niewzruszone i palić się będzie do czasu
Jak duch mój odleci do Ciebie
Do nas
Do naszego lasu
RadJo
|