Bez nazwy
Podskórna sfera grzmiała rzucając oskarżenia
Ją ująłem mą twarz pełną drżenia
Znowu spadło Słońce znowu ja stłamszony
Przez chwilę które odbierają mi dobre tony
Jest ta myśl przewrotna by coś zrobić
Są zakusy plany by starania czynić
Kończy się coś choć nic nie zaczyna
Ta gra ten marsz markotny ta zbolała mina
Więc jutro wstanę i to zrobię
Co – nie wiem cokolwiek dla procesu tworzenia
Dla samego kroku biec odrzucić kolejne pytanie
Bez rwetesu jak zwykły człowiek
Za to się napiję
RadJo
|