Pył
Odurzony pychą
w pyle zanurzam me
dłonie
Próbując zetrzeć
zmęczenia wyraz
z mej ponurej twarzy.
I zaczynam kolejną
pieśń o błaźnie
którym jestem.
Tak, łatwo oskarżam
innych o to,
co sam niszczę
Znów oszukując
siebie tłumacząc
swoje porażki
Nie odróżniam już
lenistwa od dokładności
korony mądrości od złota głupców
Jednocześnie
wyglądam niezasłużonych
pochwał
Pustych słów,
co taką rozkosz
niosą.
Ale pożyczony
spokoju czas
niknie w czasu łzie.
W burzy rzeczywistości
ziarenka goryczy
uderzają znów
O mój pancerz
kamiennego serca
co pochyla się
Nad bólem innych
Żałując drobnego gestu
ratującego duszę
Zamknięty
w niedostępnej wieży
wieczną toczę wojnę.
Co niszczy mnie?
Wybór między uczuciem
czy rozumem?
A może ucieczka
przed nieuchronnością
tej decyzji?
Blizny samotności
pozwalają mi lepiej
smakować
Gorycz zwycięstwa
kolejnego szaleńczego
zrywu by...
Udowodnić, że...
Potrafię...
Samotnie dojść...
Do celu!
Płacąc za to
bólem przyjaciół
i krzywdą
Tych których
tak mocno kocham
ranić.
Nie potrafiąc się
zmienić
w kalejdoskopie
słów.
Znajduję wytchnienie
od bólu jaki
wciąż sobie sam zadaję.
Lecz wciąż pamiętam
kim naprawdę
jestem?
Cichy_pan
|