Woń goryczy
W samotność upadku
Rozkoszujesz się wonią goryczy
I do ogniska dorzucasz resztkę dumy.
By rozgrzać zziębnięte stawy
I zapomnieć o ekstazie bólu
Otaczającej codzienność
Sięgając dna widzisz tylko gwiazdy
Nieosiągalne piękno
Towarzyszy mi co dnia
Wzniosłe uczucia przykrywa
Kołderka pyłu dnia
Nadająca nowe znaczenia
Dla słowa nijakość
Spoglądam w lustro
By kontemplować jego znaczenie
Opuszczony przez wszystkich
Nie szukam ratunku
Sięgając po żalu butelkę
Kolejny łyk przywraca wizję
Zmarnowanych szans
I jedwabu złudzeń
Spoglądam na zorzę
Jej piękne oblicze
Przypomina mi bezlitosne rozstania
Z tym co kiedyś było nadzieją
One nie wrócą
Bo nigdych ich nie było
Operując cierpienia piórem
Wpadam w szpony weny
By na chwilę zapomnieć o prozie życia.
W żałosnym okrzyku rozpaczy
Zawieram strzaskane marzenia
Na znalezienie kogoś
Jednak nie dla mnie
Wieniec laurowy
I orszak powitalny
Wracam do jaskini
Spojnie makijażu nakładając warstwę
By ukryć rozpaczy odcień
Wychodzę z cienia
Zakładając ślepca opaskę
By nie utracić wizji przyszłości
I w nocy dnia
Kolejny raz popełniać błędy
Spoglądając na ludzi sukcesu.
Cichy_pan
|