Blask zachodu
Mówisz ze słonce gaśnie w moich oczach,
Gdy na boskim padole kroczy w stronę granicy.
Przepędzone przez gwiazdy, zabiera gorąco,
Okrywa się puchem chowając w ciemności.
A potem znów ten huk z deszczem
Przedziera się przez samotny błękit.
Pozostawiony bieli na niebie jaśnieje.
Uderza o metalowe podesty i smaga biczami.
Pali wzrok ciekawskich spojrzeń gapiów,
W których strach na chwile z zachwytem zostaje.
By uciec, znów ustąpić
I odbić się od morskiej tafli tęczówki.
Zamieniając się z najpiękniejszą gwiazda,
Ktora znów oświetli i zmaleje źrenicę,
Bys mógł w niej ponownie utonąć, rozmarzony.
jessika
|