Pożegnanie Komorowskiego
Przez Plac Saski narodowcy krzyczą w pędzie
A przed pałacem sto krzyży dziś płonie
Jak pan robi to, panie prezydencie
Że po każdej nienawidzą cię stronie?
Pan, Bronisławie, nie myślisz na rozkaz
Więc u prezesa toś już podejrzany -
Nie uwierzy PiS i lewicy trzoda
Polakowi, co własne ma plany
Pan Prezydent wciąż kroczy po linie
Niebezpiecznie tak wysoko chodzić
Przecież klęska go w końcu nie ominie
Bo ma pecha, kto tutaj się panoszy
Twej pogardy nikt ci nie wybaczy
Oni ciemni, zapalni i łzawi
A tyś durny, tyś z nimi nie raczył
W narodowym barszczu się pławić
Po co w twarze logiką im chlustasz?
Przecież nie czytali Hegla drogi panie
Dla nich Chopin, ksiądz i kapusta
I od czasu do czasu powstanie
Pan prezydent wciąż kroczy po linie
Przepaść z lewej i przepaść po prawej
Jeśli z ręki Moskala nie zginie
To z urzędu odejdzie w niesławie
Tyle pracy, panie Bronku, i na nic.
Tu liczy się tylko rozmiar pokuty
Będzie to, co ma być - my kochamy
Bój bez broni, katorgę i trupy
Pana rządy niestety narodu nie zmienią
Tu rozsądku rzadko się używa
A jedno, co naprawdę umiemy
To najpiękniej na świecie przegrywać.
Pan prezydent wciąż kroczy po linie
Choć niezgrabny i posturę ma dzika
A gdy spadnie, to zyska jedynie
Miano komucha zamiast pomnika.
Że spadłeś, to zwykły los Polski
Każdy w końcu z liny tej spadnie
Tylko czemuś zapomniał, Komorowski
Że upadać też trzeba ładnie?
hohenheim
|