Słońce
Zrodziło się Słońce
W wielkiej ciszy, bez wad
Powstało z bożych kart
Karmione nadzieją
Pojone łzą
Skąpane ludzką krwią
Dorosło Słońce
prawdziwego życia nadszedł czas
szereg stoczyło walk
o byt, przetrwanie
bezwzględny kat…
I w tobie coś się narodziło
Lecz za razem coś unicestwiło
Spójrz
zachodu nadszedł czas
Pokłonu dla ciebie
i każdego z nas
Cierniem spowita
dla niego kołyska
czeka
daleka, a tak bliska
On polec nie może
Choć czeka błagalnie
W nocnych plikach
Twych poetykach
sama dla niego pogarda
I klątwa Słońce spowiła
nocny kres…
Słońce naradza się
Lecz w czerni i bólu
w czerwieni i łzach
A teraz?
Teraz uczy natchnienia
poszukując przebaczenia
lekaczbo
|