Ballada o fabryce w Runcton

Ja-robotnicy w fabryce zieleniny,
opisuje pracę taśmociągu.

Najpierw nóż ostry jak gladius Kasjusza Charei,
wbijasz w sałatę jak w ciało cezara Kaliguli,
i wyciągasz ją ze skrzynki, jak z puszki Pandory,
by rzucić ją na deskę, pełną wieloznaczności.

Chlast, chlast! Wycinasz z niej kaczan.
Tak samo serca swym ofiarom wycinał kapłan boga Azteków.
Wrzucasz to serce bach do śmieci.
Ono nie wzleci do żadnego boga.

Wykastrowaną sałatę rzucasz na taśmę,
i druga nie czeka na twego gladiusa cios.
Nie ma czasu. Sekunda to za mało na myśl.

Zegar odmierzający godziny,
jest jak Chrystus ukrzyżowany nad taśmociągiem.
Do niego lecą twe myśli i...
modlitwy, i nabożeństwa odprawiane nożem.

Prawdziwy Bóg jest po pracy jak wszystko,
albo i nic. Teraz kastrujemy sałatę.
Bóg jest władcą czasu owszem,
ale to czas jest władcą fabryki.

Ach, trzeba jeszcze sałatę oczyścić,
jak kapłan dusze brudne w swym konfesjonale.
Więc rozbieraj sałatę,rozbieraj.
Ona niech będzie twą heterą.

Prawdziwe hetery szukać możesz po pracy,
albo i nie.


Tadeusz_Gustaw

Średnia ocena: 5
Kategoria: Inne Data dodania 2016-07-26 20:10
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < Tadeusz_Gustaw > < wiersze >
p_s | 2016-07-26 23:51 |
ciekawy; i te porównania; jeszcze do niego wrócę ;-)
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się