Wariat

Oni są okropni. Noszą białe stroje.
Dopadną mnie, dopadną mnie.

Grubym pasem zepną ze mną, metalowe łoże.
Uciec stąd chcę, uciec stąd chcę.

Drzwi bez klamek, dom bez okien, obdrapane ściany.
Korytarz, krzyk. Korytarz, krzyk.

Albo oni nas zabiją, albo się pozabijamy.
By nie być tu. By nie być jednym z nich.

Życia. Życia.
Chcę Prawdziwego Życia.

Ich strzykawki, jak godziny ogłupienia.
Wbite w mózg, nie chcą dać uspokojenia.

Sam zamknięty, pluję, krzyczę, skaczę, gryzę.
Nikt nie słyszy mnie. Nikt nie słyszy mnie.

Dłużej już nie wytrzymam, własny język już odgryzam.
Nie powiem nic, niczego, nie dowiecie się.

Życia. Życia.
Chcę prawdziwego Życia.

Chociaż są okropni. Noszą białe stroje.
Nie boję się, nie boję się.

Mam ostry nóż.
Teraz już się was nie boję.
Odejdę stąd, zniknę, jak i kiedy chcę.

Zabiję was, teraz, to ja was ukażę.
Nadchodzi czas, mej zemsty czas.

Odetnę i zabiorę, wasze twarze.
Zabiorę was, w mój chory świat.

Życia, życia.
Zabiorę Wasze Życia.


Gerard_Karwowski

Średnia ocena: 2
Kategoria: Inne Data dodania 2016-09-26 00:08
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < Gerard_Karwowski > < wiersze >
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się