Przypadłość niedopasowania
poranne ulice
zbyt wcześnie rozbudzone
uśmiechy jak łatka
wszyte
przerażenie za dnia
coś pęka
nadmuchany świat
dusza betonem zalana
przez szkło
ucieka rozedrgane
coraz bardziej kruche
ja
próbuję być bliżej
pod soczewką
topnieje tłum
sprzecznie odliczany
mechaniczny czas
nastaje szum
z krzykiem wchodzimy
w szczeliny złudzeń
ziza
|