Peron odmienienia
Było gdzieś koło wpół do ósmej.
Nie stwierdziłem dokładnie bo zegar
całkiem się roztopił.
I nie żałowałem tego.
Później zapomniałem kompletnie jaka pora dnia,
okryty czarnym prześcieradłem.
Czołgałem się pod nim,
ukryty przed sobą.
Ślepo podążając za ognikiem
co przez zasłonę przeświecał.
Nigdy nie czułem i nie kochałem niczego
tak mocno jak tej zasłony.
Gdy mi ją zdjęto pustkę odczułem.
I znów zegary ujrzałem.
Wszędzie leżały na piasku pustyni
co kiedyś był skałą.
Twardą jak diament.
Serca schronieniem.
|