Warkoczy tysiące
Zaplatam myśli w warkoczy tysiące,
Wypatruję, gdzie jest to słońce?
Widzę tylko deszcze z łez korali
I wspomnienia czuję jak oddech,
Tym razem trochę nieświeży.
I ten kamień, co na dnie serca wciąż leży.
Rozbijam się o skały przeznaczenia,
Zanurzam się w czeluści bezkresu,
Jeszcze ocalała, dryfuję na tratwie nadziei,
Lecz ona czasem też tnie jak brzytwa.
Zaplatam myśli w warkoczy tysiące,
Wypatruję, gdzie jest to słońce?
Połaskotała miłość w żebra pragnieniem,
By pożegnać się z samotności cieniem,
Lecz przeszłość nadal jest przewinieniem,
A doczesność buja łajbą całego życia.
Na razie pozostaje tylko oddychać i iść,
Łapać we włosy każdoroczny liść
Z drzewa i słuchać, jak czas baśń śpiewa
O dzisiejszych nas, o wczorajszych nas...
Zaplatam myśli w warkoczy tysiące,
Wypatruję, gdzie jest to słońce?
A migotanie gwiazd do księżyca
Już bardziej dojrzałe, takie samo,
Lecz inne całe. Cisza sens przemyca
Do następnego dnia, jego tchnienia.
Zamykam nas w albumie ze zdjęciami
Kluczem niewiedzy: co będzie z nami?
Ty jesteś ciszą, odległym miasta końcem,
Pragnę zatańczyć z deszczem, powitać się ze słońcem.
Zaplatam myśli w warkoczy tysiące,
Wypatruję, gdzie jest to słońce?
Nadzieja tęczą staje się po burzy,
Wącham tuzin zasuszonych róży,
Zabieram ciebie w piękno podróży,
Los jak czarodziej przyszłość nam wróży.
Dziś już nie wierzę i jeszcze wierzę
W najcudowniejsze chwile, w sens istnienia.
Przestaniemy topić smutek w trunku,
Nabierzemy prędkości we wspólnym kierunku.
Zaplatam myśli w warkoczy tysiące,
Wypatruję, jest, wyszło słońce.
kwaśna
|