Wszyscy biegną do lasu
Wszyscy biegną do lasu
Jak opętani, jak szaleni,
Gubiąc się w przestrzeni
Przewlekłego braku czasu.
Krzycząc, robiąc wiele hałasu
Niepotrzebnego, biegną do lasu,
Depcząc po drodze pozostałych,
Pozostawiając owoc słów obolały.
I ropieją rany na korze wierzby
Jak krosty powstałe z nienawiści,
Ile w ludziach jest zawiści
I zła? Płyną krople krwawe kręgosłupem.
Wszyscy biegną do lasu
Jak opętani, jak szaleni,
Tacy słomiani, tacy zagubieni,
Wciąż brak im czasu.
Złorzecząc, przeklinając sromotnie,
Niszczą ostatnie płatki delikatne,
Obrażają jak wulgarne chamy -
Cicho brzmi głos biednej, smutnej damy.
I ropieją oczy duszy, szarzeją jej zwierciadła
Jak niebo w pochmurny dzień.
Stojąc po kolanach w rzeczywistości mokradłach,
Tonie jak kamień, pozostaje już tylko cień.
Wszyscy biegną do lasu,
Co szemrze liściem z bólu,
Lecz może jest jeszcze miód w ulu
I przestanie brakować cennego czasu.
I przestaną obrażać, i przestaną znieważać
Wszyscy swoich współrodaków,
Bo nawet w rodzinie robaków
Może zaświecić słońce dobra i życzliwości.
I może przyjdzie jeszcze lato ponownie,
A słowa nie będą brzmieć odmownie
Tak i surowo jak kamienne twarze snów,
Może będzie jeszcze jak dawniej, może będzie dobrze znów.
kwaśna
|