wieczorne rozmarzenie
wtacza się księżyc w purpurze szat na nieboskłon
wśród bzów przekwitłych zawisnął
oczekując zaproszenia do tańca
a słońce w fioletach się pisze
nad gryki łanem miodną wonią
i różem chmur na widnokręgu
wędrowca żegna i pozdrawia
jeszcze się tylko w twych oczach przejrzy
i spojrzy łaskawie na wodzireja
nim zniknie za myślą co ciągle szuka
w słowach drogi do człowieka
a wtedy nów co na moment
przystanął za plecami
dosiada się do puchatego czarnodzioba
i wsłuchuje w jego pierwszą próbę klekotu
a ja zazdrosna słuchania
wołam do siebie
struną napiętą
cóż że używam palety dżwięków
i tak nie osiągam
zdolności latania
z bocianiego gniazda
wędrowiec zagląda
w moją łódż do jabłoni
i sosny przycumowaną
tutaj w spróchniałym sterze
kornik głuchy rzeżbi korytarze
nie słucha starych szant
ni bajań
ni o rejsach dalekich marzeń
oddaję je przeto wszystkie
wędrowcowi
co na trapie przystanął
i krokiem tanecznym odprowadzam
ze słowiczą pieśnią rzewną
na kolejna redę
zatańczę z nim jeszcze
czy na pewno
STEWCIA
|