Widzimisię

Jestem w siódmym niebie,
że dostałam ten świstek,
pożal się boże duperelny,
żeby go treścią wypełnić.
Lubię poić się tym powietrzem tak,
że aż w klatce kłuje
i jak uderza miarowo,
bębni to serce łapczywe,
styrane,
moje.
I tak jak w boga nie wierzę,
tak wierzyłam w lekarzy,
gdy ratowali mi matkę,
matkę boską,
słowo daję.
Na stole zimnym leżała wątła,
ujawniona w pełni,
niczym nieosłonięta,
niczym pierwsza kobieta w raju,
przez którą podobno grzech pierworodny
do usranej śmierci dźwigać będę.
Ten krzyż wstydu.
Czułam, że mi ten stwórca krucyfiksem wyrył na czole ''niegodna miłości''.
Szarpałam się z nim długo,
wielokroć wracałam,
waląc pięścią w klatkę,
że aż do serca się przedzierałam
i ''moja wina, moja wina...'',
aż się wyrwałam.


Może ja po prostu panie
nie jestem godzien,
abyś przyszedł do mnie
i niech tak zostanie.



Przepraszam, Tato


mura

Średnia ocena: - Kategoria: Życie Data dodania 2018-02-08 12:13
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna mura > < wiersze >
bronmus45 | 2018-02-08 19:30 |
Witam. Nie oceniam wiersza, jedynie chcę zwrócić uwagę na niepisaną, lecz uwzględnianą przez prawie wszystkich umowę, zakładającą limit publikacji do dwóch pozycji dziennie. Radzę zatem przestrzegać tej zasady, bo Ciebie po prostu "znielubią"
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się