Paraliż
Strugi powietrza szlachtują krtań,
wiązadła głosowe szer(oko)
rozsunięte, wypełniają
próżnię między atomami
śnięte ścianokrzyki podniebienia
Mowa jest zbyt skomplikowana,
na te parę sekund – stań się
mymi wargami, zmień bieg
rozszalałego oddechu
To, co me każdej nocy widzą między
snami, oczy twe nigdy nie zobaczą.
Nie, nie zatrzymasz mych ust, to nie
pieśni z nich płyną, a zaklęcia
pojęcia nie mam jaki to język
rozszczepiony zlizuje z twarzy łzy
wygłodniałe
O czwartej nad ranem otępiałe
nadzieje gasną w obojętność,
że rozpacz nawet, i cierpienie
swą tracą w tym namiętność,
i pozostają po nich
skoroszyty nagiej zgwałconej podświadomości
padłej w proteście przed drzwiami
do zapętlonej wymiarowości
id, ego i kogoś tam jeszcze
upadłego z kozimi rogami
Pytasz: co dalej?
Inny głos Ci wyszepcze:
The rest is silence
Zig
|