jak czarnodzioby bocian
nie widział nikt startu pierwszego
ni lotu dziewiczego nad gniazdem
nie było braw ni okrzyków zachwytu
przy twardym być może lądowaniu
a i ty nie znałeś tego świata
ni znad łanów perspektywy widzenia
ni smaku z piaszczystą drogą zetknięcia
ni bólu długiego kroczenia
zaskoczony konfrontacją dwóch światów
patrzyłeś oczami pełnymi iskier zaskoczenia
łapiąc w dziób wrażenia z kurzem duktu
i pyłkami i traw i ostów i perzu
wędrowałeś wprost w szumiące
dojrzałością łany pszenicy
z tęsknotą do kilku gałązek
zostawionych w gnieżdzie
gdzie i tak już od dawna
stałeś samotny
kto nie widział jak wylatujesz
zza zaułków teraz bram
lub dyskretnie uchylanych firanek
śledzi każdy krok powrotu
czyhając na drobinę potknięcie
by wznieść ją w toaście ironii
a ty dumnie wzbijasz się ponad
snopy zżętych plotek i plonów
kroczysz po dachach śniących o szczęściu
zostawiając swój ślad
jak błogosławieństwo
nim stamtąd ruszysz
do powrotnego na gniazdo lotu
wśród owacji tych co czekali
na pokonanie pierwszego strachu
STEWCIA
|