Piękno Śmierci
Już płynę poprzez ogniste morze
Płomieni żar mego wnętrza sięga
Stapiając lód odrętwiałego serca
Delikatnie spala śmiertelności piętno
Tonę w bezdennej płomieni jasności
Zawieszona w przestrzeni tracę oddech
Pijąc radość z kielicha cierpienia
Wyciągam dłonie ku urokliwej światłości
W gwieżdzisty tunel tajemnicy wchodzę
W błyszczących kręgach zachwytu błądzę
Zielone smugi połyskliwej zorzy
Mą duszę uciśnioną na wskroś przeszywają
Tęczowy ocean swe ramiona otwarł
Nieuchwytne piękno mym oczom ukazał
Kolorowe iskry pachnącej rosy
W mych poplątanych włosach błyszczą
Oślepiający błękit horyzontu bez końca
Łagodnie wzywa trelami skowronka
Anioł swymi skrzydłami srebrnymi
Znaczy mą ścieżkę ku wieczności
Pode mną woń lilii i róż kojąca
Czerwono - biały dywan rozpostarła
Niczym białego łabędzia pióra
Rubinowymi kroplami krwi ozdobione
I polecieć pragnę ku dali złocistej
Wtulona w szczęścia bezpieczne ramiona
Tchnieniem wiatru pozostać na zawsze
Błogim wspomnieniem w kaplicy zapomnienia
Tylko głos obcy mej nieśmiertelności
Mąci piękno i światłość przyćmiewa
Trzymając mnie w kajdanach goryczy
Nie pozwala ponad czasem poszybować
I spadam ze świetlistych wyżyn zachwytu
W mroczne lochy szydzącego smutku
Rozbijając ostatni nadziei diament
O skały wyrosłe z najskrytszych marzeń
Każdej nocy umierania rytuał
W mych snach się rozgrywa jak tragedii sztuka
By świt zastał mnie bezlitosnym porankiem
Stojącą nad kolejnym życiem umarłym
Czerwiec 2004
Black Pearl
|