W CZARNEJ SUKIENCE
Tak często ciebie czekam
W czarnej sukience
Na ławce w parku
Z piórem w ręku
Uwielbiam je zbierać
Bez rozsądku
Tak, chociaż trochę
Tej ulotnej wolności
Po odczuwać
Dmucham w nie mocno
Jutro i tak je odnajdę
Pod tą lub inną ławką
I zmów dmuchając
Pomyśle
że w magicznym sposobie
Razem z nim ulecę
Gdy ogarnie mnie
Twoja przestrzeń
Przy polu cię szukam
Na skraju lasu
Gdzie szumią wierzby płaczące
A w ich cieniu
Pnie skryte
W falbany czarnej sukienki
Czekam
Kolana w brodę wbijam
Wszystkie szyszki z tej sosny nieopodal wyliczam
Tą drogą pewnie szedłeś wczoraj
Lub dzisiaj
Przecież to twoje ścieżki
I las twój
Te stare olchy wycięte w pień
I świerki wygięte w łuki
Za wysoko porosłe czubki
A ja tak lekkomyślnie
Stoję ci na drodze
Jako szyszka na mchu
Lub gałązki nisko przy czole
Nie zatarte zostawiam ślady
Pośpiesznie płocha sarna
W oddali
Myślisz to pewnie dzik
A nad głowa słowik szary
Z garści wypuszczony
I ten strumień też
I szelest miedzy dalekimi drzewami
I kamyk
Ni stąd ni z owad
W twoja stronę rozbujany
nimfalesna
|