Zmienność, dwie pory roku
Za oknem ciemno, zimno
Dostrzec jedynie można
Sylwetki kołyszących się drzew
Uparcie walczących
O odrobinę
Miejsca dla siebie.
Podmuch silny, duszący
Staje się namolny!
Pojawia się zbłąkany wędrowiec
Opatulony w czapkę i szalik ciepły
Zawzięcie do przodu pochylony,
Brnie, taki zmęczony, wycięczony.
A tu nagle,
Tak z znienacka
Pojawia się promyk
Jasno świecącego
Słoneczka!
Ze swą siłą, ciepluteńką
Rozgania chmury,
Czarne, ciemne a jak też
Wredne!
Na dodatek też deszczowe.
Lecz Słoneczko, kochaniutkie
Z bitwy o byt
Zwycięsko wychodzi
Rozpościera, rozciąga
Jak najdalej?
Swe chudziuchne
Promieniejące ramionka
I wnet, tak szybciuteńko
Radość do życia się budzi
Rozsiewa uśmiech
Dookoła!
I z radością człowiek się budzi
Do życia!
Jak kwiat zimowy,
Jak niedżwiedż przeogromny!
Cieszy się i skacze!
Znów uśmiecha się do kaczek!
Zdioł czapeczkę,
Swój zaliczek
I znów z szaleństwem
W oczach
Biega,
Pędzi
Znów przystaje
By popatrzeć
Na te kaczki
Co w wodzie,
Się pluskają,
Tańczą, a to
Znowusz nurk … i pod wodą
Pływają!
Drogi Panie,
Czemóż to zdziwiona
Mina tu panuje,
Czym strapiona?
Przecież to wiosna,
To tylko wiosna,
Tak bardzo radosna!
DuszyCzka
|