I
Pojawiłeś się z nienacka,
w środku tygodnia,
późnym wieczorem...
Trochę smutny,całkiem obcy...
a stałeś się taki bliski...
Twoje słowa jak balsam,
łagodziły cierpienie,
prowadziły przez ciemność
i uczyły jak żyć...
Pierwszy dostrzegłeś we mnie człowieka,
co choć tak oczywiste
dodało mi skrzydeł...
Wznosić się chciałam,
coraz wyżej i wyżej...
Odkrywać świat jakiego nie znałam...
Z Tobą lecieć...
czułam,że nie jestem już sama...
Lecz nie było mi dane
skrzydeł rozwinąć...
ledwo się uniosłam,
a już wracać musiałam...
Spadałam w przepaść,
nie z Tobą, lecz sama...
Rzeczywistość brutalnie
odbiera marzenia,
boleśnie przypomina o sobie...
Bo czyś choć mnie lubił szczerze?
szanował? doceniał?
czy też kłamałeś stale...?
Kto mi odpowie na to pytanie?
Bóg? Los? czy też czas pokaże?
Lecz ja czekać nie chcę...
pragnę odpowiedzi...zapewnień,
wiedzy, która pozwoli dalej trwac...
A może snem byłeś...?
na jawie okrutnym marzeniem...?
Aniołem Stróżem co zstąpił na Ziemię...?
Jeśli tak,poczekaj na mnie w niebie...
po śmierci mi powiesz
co znaczyłam dla Ciebie...
nadi
|