Ogród
Ochrypły czarny kruk na gołym drzewie siedzi
często powieki przymyka niepostrzeżenie
jakby naleciałości wybierał oczami,
kwaśnych nowin rozeszłych się po brudnej wenie
chłopczyna, wśród zwiędłych wyblakłych drzewostanów-
coś snuje, marszczy czoło, twarz ma posiniałą
minę jałową kryje cieniem dojżały buk
chłopak, kwili : moją...ta siwa, moją winą...
rysują kontury jego świeży niedosyt
maluje go wiatr przenikliwy i czas - lichwa
zwiane liście wywołują bezszelestny krzyk
który ten malarz tylko dla siebie zachowa
nie ściska go głód,żadna boleść namacalna
tak jak przegniłe jabłka na szczyku znikają
wysycha woda z beczki na ziemię wylana
jestestwo jego bycia Parki już dżgają...
młodziak idzie przed siebie na kroki nie bacząc,
wstrzymuje spowolniały marsz, zerka ku niebu
nagle tnie firmament ptaszysko głośno skrzecząc
znajomy mu podśpiew - bez ziszczenia o sen snów
troszkę dalej na świerku srebrzystym- cherubinek
w błękit słoneczny przyodziany tańczy krok muz,
nadobnie ciska uśmiechy na kształt boskich wstęg
podśpiewuje pieśń jednosłowną: Virtus, Virtus...
Borkoś
|