Synu...
Powinnam Cię kochać, co też często czynię,
Ciebie,co w mym łonie rozrastasz swe korzenie.
Będąc niczym brzózka ,co w styczności z dłonią,
Energią chce się dzielić...
Oczy me łzy ronią...
Bo źle trafiłeś synku,
Los Ci figla spłatał.
Czyniąc mnie Twą matką - Zmysły swe postradał!
Mnie-co w swej sylwetce niegdyś zakochana.
Próżnością nie grzeszyłam, błagając na kolanach
O wieczną swą urodę , o młodość, jędrność, gładkość...
Lok bujny, pełne piersi..
Piękna mego rzadkość!
Próżnością żeś spłodzony,
Gdy w szale namiętności
Ojciec Twój spragniony,
Był żądny mej miłości.
Ach,co ja pocznę teraz?!
Gdy biust do pasa zwisa,a brzuch me stopy skrywa...
Gdy broda ma podwójna, a ciało me rozrywa.
I chociaż wiem,że ni to Twoja wina
Ni moja, bom wcale obżarstwem nie grzeszna...
To złość mą duszę gnębi,
Mgła oczy pokrywa.
Bo niezdolna ja się Tobą cieszyć, gdy w lustro spoglądam!
Pokory trzeba mi sie uczyć...
By zmianę tą zrozumieć.
Drzwi wrót piękna dziewiczego zamknąć,
I przytaknąć...
I nic już nie będzie jak dawniej...
Czekam.
Agz
|