Ziemia
Stoję nad tobą.
Choć opuszczone powieki twoje,
to lękam się wzroku twego.
W drewnianej klatce
odtąd zawsze już będziesz więziony.
Och! Widzę już,
jak ścięgna twe, blizny,
co za życia wchłonąłeś,
w larwy się zmieniają,
i dzięki nim cały się rozpływasz.
Z oczu zielona krew sączy się,
zalewając twój zbłąkany uśmiech
na zastygłej twarzy.
Z pomiędzy włosów twoich,
mucha wychodzi,
bo dom jej nowy dałeś
z ciała swego,
które teraz tylko
martwym przedmiotem zwać mogę.
Dla ziemi nawozem będziesz,
która karmiła cię
przez twój żywot niewdzięczny.
Wkoło ciebie łzy,
których więcej niż kwiatów na świecie,
rzewnie lecą ku ziemi,
dając jej ukojenie.
Dźwięk zębów zgrzytu,
płacz jak psa skomlenie,
liście przez wiatr po ziemi płynące
marsz żałobny ci tworzą.
W końcu powoli znikasz,
pod wiekiem klatki drewnianej,
potem ziemia pochłania cię, a ty...
Ty oddajesz się w jej ramiona.
Niewinny i nieświadomy,
niczym przy narodzinach.
Kryspin
|