Cisza
Uwiła sobie we mnie gniazdo, niczym bezszelestna kropelka wieczności,
spoiwo żywiołów, liść miotany wiatrem.
Zawieszona bezwładnie, rozpościera ramiona ponad bezkres przestrzeni okalającej zamszowe serce.
Czasem lekko drży, poruszona każdym niepotrzebnym gestem,
jakby wołała, już czas…
I bez słów spotykamy się za ostatnim mostem purpurowej otchłani...
Jeszcze słychać oddech kroków, jedyny dowód, że odeszłam już bardzo daleko.
Nikną ślady, droga zielenieje nieśmiało, przysiadam na nagrzanym kamieniu,
pozwalam by promienie osnuły się gęsto pod powiekami, kojąc nabrzmiałe obrazy codzienności.
I tylko dźwięki strun nieśmiało tańczą z powietrzem chłodząc spalone usta.
Potem cichutko malując ściany wyobraźni ostatnimi zachodami słońca,
wplatają między dłonie skrzydła bieszczadzkich aniołów,
jednocząc je na wieki z brunatnymi korzeniami przydrożnych dębów
i niosą zmęczone stopy wprost na dno lazurowych oceanów,
gdzie czeka już na mnie perłowa wiolonczelistka…
Ola
|