Pieśń
Zimą, co rano, taki śpiew się w domu niósł,
I leciał w snów dalekich zmierzch,
A w sercu krzyczeć miał, by smutek ciągle rósł,
I żal- zmieniając życie nasze w grzech.
Skrwawioną dłonią szeptał, że dziś świata kres,
Że blisko jest, upadek nasz.
Żałosnym dźwiękiem bicia dzwonów naszych serc,
Świt wstawał tak, jak portret wasz.
Choć wzdrygam się, ciemnotę rzucam w marny czas,
Posąg, monument tworzyć- trudna rzecz.
Wygryzam szczęście z płótna swego- z nas,
Łkając, że później wszystko cofnie rzekę wstecz.
Pragnienia iście pędzą oczy me do snu,
Czy umrzeć trzeba- czy można- więc?
Niech pieśń rozbrzmiewa, czy nad rzeką, czy też tu,
Po raz kolejny zagubiłem się.
Kryspin
|