Porcelanowa cisza
Opadły mgieł łagodne firanki
W wilgotnej poświacie świtania.
Dawno uleciał aromat poranków
Pachnących kawą po śniadaniu.
Wiatr nie roznosi zapachu lata,
Wczoraj osuszył niemodne łzy.
Zmierzch przemyca jeszcze smugę światła
By podarować jaśniejsze sny.
Wszędzie do koła kruchość spokoju,
W zakamarkach ciągle drzemie strach.
Bo mimo wszystkich szczęścia pozorów
Widać jak na dłoni czego brak.
szybcia
|