majaki

szedłem na przełaj lecz nawet ta najprostsza droga
nigdy się nie kończyła chociaż zaciskałem pięści
każdy krok zamieniał się w drwinę myślałem
o zapaleniu papierosa i o butelce młodego wina
rozlanej na stole z kartek zapisanych wierszami


wątpliwości zaczęły pęcznieć o zmroku
ożywione cienie rozbiegły się po ścianach
od tego momentu nabrałem dystansu
do siebie a każdy ranek nadchodził powoli
w oczach bliskich wciąż kwitły stygmaty bólu


ze snu wyginęli wszyscy bohaterowie
nikt nie potrafił się już podnieść w radiu
śpiewał kogut a jaskółka kreśliła linie
wysokiego napięcia mocne jak strach
dziś pozostała tylko martwa cisza i ptak


znaleziony w zaroślach nad rzeką teraz
jest smutno wokół cisza i zamieć łez właśnie
z niej wyjÄ… psy nikt nie zwraca siÄ™ po imieniu
bo przywiązanie z daleka boli szczególnie
w uszach pieśń o domu rozkwita coraz bardziej


wrasta głęboko w zmysły wiersze jak piszczałki
strugane wieczorami są pomyłką przyjmowaną
jak plaga pszczół naiwność wrasta we mnie
żeby tak można było zawsze wraz z łykiem kawy
popatrzeć prosto w słońce bez mrużenia oczu


i poczuć jak w głębinach duszy nieśmiało rozkwita
uśmiech


topor

Åšrednia ocena: 10
Kategoria: Życie Data dodania 2016-04-25 19:18
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < topor > < wiersze >
szarotka | 2016-04-26 08:19 |
Z nieśmiałym uśmiechem pochłonęłam Twój wiersz.
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się