Wiosenny pożar
Za wiechem traw wyrasta trawy wiech,
a na lewadzie zieleni się ruta.
Mógłbym być słodki,jak najsłodszy pierwszy grzech,
a jestem tymczasem gorzki, jak ciężka pokuta.
Winienem was dziewice, pożerać jak smok,
lub kaskadą rozkosz buchać do waszych warg.
Cóż gdy w zakamarkach mej duszy wieczny czuje mrok,
i nie łatwo mi tak ciało oddawać na targ.
Bo umarłe miłości w mózg mój wbijają szpilę,
a we krwi wciąż grzmoci alkoholu jęk.
Zasnąć? Ukoić się? Chyba w mogile.
Nirwanowych żalów w uszach słyszę dźwięk.
Wszedłem na najsuchszy,najtwardszy szczyt poranka.
Spijam teraz ból nie swymi ustami.
Moje usta umarły samotne przy bramkach
sali, gdzie ogień rozdawałyście swoimi szklankami.
Która z was teraz zdoła rozpalić ogień mój?
Patrzę w mrok- ty jesteś naćpana.
Niech twe zapomnienie, to będzie cud twój.
Osiodłajmy węża- chodź na me kolana.
Osiodłajmy węża, niech rozpali się ciemność.
Odlatuje od nas siedmiogłowy smok.
Wy będziecie myśleć że to jest nikczemność.
A ja wam mówię- odpędzimy zmrok.
I stanie się światłość biała.
Tak biała jak mleczne krople świtu,
byleś tylko chciała, choćbyś nie umiała,
tak zapłonąć, tak dojść-do wykwitu.
Tej nocy przejdziemy przez ogień.
Tadeusz_Gustaw
|