Natchnienie świtu
sam na sam
cisza w każdym kącie
wydłużony cień na ścianie
dygocze jak ja
czasem zamiera
w zepsutym zegarze
moja pani bezruchu
dziwny świat
za zasłoną nicości
całkiem obcy
wymiar bólu
otwiera się
zapadnia
spadam
w wieczność bez dna
ciemność zalewa
nagie ciało
pod wpływem dotyku
nabiera cech materiału
w twoich oczach
zręcznie stwarzane
plastycznością pragnień
moje oddanie
ziza
|