Cisza
Cisza, drzwi skrzypienie rdzawe
Kołysze melodią do snu. Niemrawe
Toasty wznoszone na cześć życia.
Wiwat, wiwat życie! Tajemnice ciągłe
Rozpościerają swoje skrzydła białe,
A białe są prześcieradła dla nocy.
Na próżno jest nam mrużyć oczy,
Szarość nie kaleczy źrenic, lecz dusze.
Syczeniem grzechu napełniają się grusze
I jabłonie, pocałunek w ciszę, pocą się dłonie,
A ślina przepływa jak nadzieja przez wiarę,
Zamykając wszystkie mgły w słoik z dziurkami.
Co będzie z tobą, co będzie ze mną, z nami?
Pełzniemy przez świat, ciągnąc skorupę na grzbiecie
Jak ślimak. Wilgoć z rosy napływa nam do ust, brzegami
Wypływa strach z obawą, lecz to jeszcze nie kielich
Rozkoszy. A w strefach milczenia składamy ofiarę z gwiazd.
Szachownica myśli - raz cień, a raz blask.
Cisza, kroki człecze, nadchodzi jutro nieznane,
Otwiera sobie drzwi do mojego świętego miejsca.
Nie wpuszczam go w głębię, wystarczy słowo na przejścia
Tle, aby zadrżała Ziemia od wstrząsów granicznych.
Rozmowa dwóch osób w języku mimicznym, komicznym
Już poniekąd. Znów cisza, bo słowa są takie niepoukładane.
kwaśna
|