Witraże
Gdzie ze ścian patrzą święci smutnoocy,
gdzie kratki drewniane tęsknią do grzeszników
i szczerzą się
na tych których skuszą do wyznań.
Tam
Tam właśnie niepewnym podreptałem krokiem.
I oto patrzę a światło witraży tęczowe maluje widnokręgi,
łuki przymierza pańskiego mieszają się z ogniem potępienia,
męczennicy patrzą na archaniołów-
archaniołowie trąby dzierzą i pieczęcie-
a z trąb tych dźwięk w wieczności się rozlega.
I patrzę w górę.
Spogląda na mnie cierpiący Alfa i Omega,
w oczach jego wyrzut widzę a w rękach jego miłosierdzie.
Wiem że patrzę na swego Zbawiciela a on
patrząc-cierpi.
Lecz czymże to jego dzisiejsze cierpienie?
Kiedyś cierpiał by zbawiać i zbawiał, a dziś?
Dziś już tylko cierpi przez tych odkupionych
przez siebie.
Cóż mi czynić?
Próbuje połączyć się z nim w bólu, jak on ze mną,
ale wiem- zbyt jestem
nieczysty.
Dlatego płaczę po nocach.
Dlatego w snach swych widzę ognie apokalips.
Pierwszy jeździec niesie zwycięstwo,
trzej zaś następni klęskę.
Błogosławieni który zostaną,
za bramą spełnienie widzę
świata i ludzi..
I oto budzę się.
Cóż widzę w promieniach wstającego świtu?
Jakiż to obraz wyłania mi się spod powiek?
Jakież to głosy wołają boleśnie o poranku?
Pieczęcie leżą zamknięte, a może sklejone tylko?
Któż wie z której trąby rozlegnie się głos ostatni?
Chciałbyś znać swój koniec choć nie znasz początku?
Patrz! Oto za oknem czekają jeźdzcy wszyscy czterej.
Tadeusz_Gustaw
|