Margareta
Tak blisko do źródła, do brzozy, leszczyny
Wchodzę w te cuda ścieżką ulepioną z myśli
W niebieskiej koszuli leżę na szpitalnej sali
Cienka życia nić
Noc nie jest nocą – dzień przestał być dniem
Znaleźć zioła, które uleczą to, co boli
Życie… jego blask bardzo miły
Ma formę i kształt, i tak dużo lśniących punkcików
Odrzucić kołdrę, dźwignąć się, stanąć na nogi
Wyciągnąć dłoń, zerwać dojrzałą malinę
Uśmiechać się do gołębi na drzewie
Zobaczyć jaskółkę w gnieździe
Pogłaskać kota i psa
Świat widzialny i namacalny
Wchodzę, tańczę, śpiewam, myję się, jem
To wszystko runie… nie, to niemożliwe
Boże… we wszystkim cień
Czeka dom – przy nim kasztan kwitnie
To wszystko jest prawdziwe
Ja do niego wejdę, spędzę dużo życia
Stłumiony dźwięk, za oknem świerszcz
Zasłuchana w rytm lżej oddycham
Być…
W oczach wiatr… to nic – poradzę sobie
Irena
|