XXIII
Wygięte w niemą
przestrzeń ramiona
z których każde
zazdrośnie strzeże
tego
co sądzi że posiada
czepiając się
wyschniętymi korzeniami
żyznego „pantha rhei”
drzewo odwraca się
do ostatnich promieni
umierającego zachodem słońca
a potem krwawi
jaskrawym
przezroczystym sokiem
jak zamarznięta
w parujący solą lód
morska woda
gdy w ślepym zapamiętaniu
odcinam kolejne
gałęzie a one
jak ciężkie
spracowane czasem dłonie
odrywają się zmęczeniem
od czarnego pnia
i niczym kruki
kołują chwilę nad
wilgotną ziemią by w końcu
szeleszcząc w ciszy
westchnieniem jak suchy liść
zrywają ostatnie drewniane
nitki wspomnień
i opadają
ku ziemi która
obejmuje je zimnym
kojącym dotknięciem
gdy ścielą się na
rozlanej wokół czerwieni
jak ciemny dywan
otulając miękko stopy
postaci
która kiedyś
była drzewem.
PiaskowyDziadeq
|